Pewnego późno-wiosennego dnia wracałam z Muzeum Azji z Solca dawno nieprzemierzaną ulicą Ludną w stronę centrum. Usadowiłam się w autobusie z widokiem na szpital im. Orłowskiego, jednak nostalgicznie rzuciłam okiem w przeciwną stronę - i aż wykrzyknęłam widząc wielkiego czarnego wieloryba, który usadowił się na rogu Kruczkowskiego i Ludnej.
Tuż obok nowoczesnego budynku (ponoć ciągle niezagospodarowanego, bo Spółka w międzyczasie wynajęła sobie biuro gdzie indziej) i świeżutkich apartamentowców oglądanych przez młode pary zastanawiające się, gdzie ulokować swój 30-letni kredyt, w tle stoi zwyczajny blok mieszkaniowy, jakich wiele.
Dla mnie stanowi jednak wartość sentymentalną, tu mieszkała moja Babcia. A więc tutaj spędziłam niejedne święta, tu odwiedzałam ją, ciocię i kuzynkę. Ich mieszkanie znajduje się z drugiej strony bloku, więc widok z ich okna nie zmienił się za bardzo. Natomiast w miejscu, z którego zrobiłam powyższe zdjęcie, stała huśtawka, która dla dziecka ze wsi była w latach osiemdziesiątych nie lada atrakcją.
W gruncie rzeczy nowy sąsiad wyszedł staremu budynkowi na dobre: dawne podwórko było przede wszystkim rozległe, ale oprócz rzeczonych huśtawek, piaskownicy i kilku drzew wiele na nim się nie znajdowało i było raczej zaniedbane. Teraz fasada bloku jest odnowiona, ogródek niewielki, ale zielony i schludny, z nowymi nasadzeniami.
Moje sentymenty przegrywają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz