sobota, 11 kwietnia 2015

mody warszawskie

"O, mody warszawskie!

Tak już jest, że żywiołowość mody męskiej przewyższa w Warszawie modę damską. Może stanowi to regułę i gdzie indziej, ale w Warszawie jest tak na pewno. Moda męska ma w tym mieście coś z sił natury bardziej ślepych i bezdusznych niż moda damska. Zdarza się, że model wiatrówki, nowy rodzaj wiązania krawata lub nowy typ popularnego obuwia zdobędzie sobie herb elegancji i wtedy młodzież męska zaczyna się upodabniać do objętego pożarem suchego lasu. Moda kobieca ulega w Warszawie pewnej indywidualizacji, niezbyt wymyślnej, to prawda, ale zawsze. Natomiast męska... Instynkt stadny, cechujący warszawiaków w sprawach mody, ma w sobie coś przygnębiającego. Jej spontaniczność równa jest jej bezmyślności. Jeśli panuje moda na szarość, wszyscy są w Warszawie szarzy, jeśli na kolorowość - kolorowi. Przeciętny warszawiak lubi to co modne, nigdy natomiast nie zastanawia się nad tym, co ładne, nie rozważa swych upodobań, nie posiada własnych skłonności ku temu czy innemu przedmiotowi, takiemu czy innemu krojowi ubrania, tej czy innej barwie. Dlatego właśnie ginie w modnych tłumie. Albowiem ogromnej większości warszawiaków obca jest ta prosta prawda, że elegancja to nie to samo, co kosztowne naśladownictwo bieżącej mody, że elegancja to własne sympatie uwydatnione w dobrze dobranym do własnej osoby ubraniu.

Ogólnie rzec biorąc - najszerzej pojętą modę warszawską cechuje junackość. Warszawska młodzież męska lubi w ubiorze swym akcentować natychmiastową gotowość do szybkiego działania. Stąd, na przykład, sznurowane na piersiach piłkarskie koszulki, które noszone pod sztywną, czarna dwurzędówką stanowią szczyt wykwintu  w pewnych kręgach warszawskiej stolicy. Podobną nutą sportowej gotowości dźwięczy moda kolorowych dżemprów lub zgoła koszulek gimnastycznych, wyglądających zuchowato spod rozpiętego kołnierzyka zwykłej koszuli pod szyję. Przedwiośnie tego roku stało pod znakiem inwazji płaszczy: były to płaszcze o charakterze półwojskowym, o kroju podobnym do angielskich trenczy - z pagonami na ramionach, mocno ściągnięte paskiem, z rozmaitymi klapeczkami i zapinkami na kołnierzu. Płaszcze miały wyrażać żelazną odporność ich posiadaczy na wszelką pogodę, wytrzymałość na wszelkie trudy  i zmiany losu, miały być uniformem walczącego z niebezpieczeństwami wielkiego miasta mężczyzny. Płaszcze te, odpowiednio zapięte i na odpowiedniej sylwetce, sprawiały rzeczywiście duże wrażenie. Lecz moda ma to do siebie, że ogarnia wszystkich, bez względu na sylwetki. Było tedy do przewidzenia, ż moda ta i tym razem skończy się inflacją pewnych wartości. Warszawa zalana została rzeczonymi płaszczami: robiono je z zielonego drelichu, ze śpiworów, z impregnowanej popeliny, z impregnowanego rypsu, w kolorze khaki, w kolorach wszelakich odcieni trawiastych klombów, sinych metali, mlecznej kawy i kakao. Pojawiły się one na wszystkich: na sportowcach i matematykach., na młodych tokarzach i starych farmaceutach, na uwodzicielach i steranych ojcach rodzin, na gibkich postaciach dwudziestolatków i na przysadzistych, starszych panach - noszone z nonszalancją, swobodą wdziękiem, elegancją, niedbałością, niezręcznością, bezmyślnie, niechlujnie, krzywo i bez należytego zrozumienia piękna - określiły wygląd ulicy warszawskiej w owym przedwiośniu. Te płaszcze, berety, półbuty na białej i porowatej gumie, zwanej gumą Mikro."
(Tyrmand, Zły)