niedziela, 15 lutego 2015

pierwszy wiosenny spacer po Mokotowie

Co roku coraz wcześniej przychodzi pierwszy oddech wiosny. Słońce i rześkie powietrze znowu wiodą mnie na Mokotów.
W oczekiwaniu na zapiekankę, napadam na bramę kamienicy przy Skolimowskiej 3.
Jedzenie na świeżym powietrzu - to niechybna oznaka wiosny.

Chocimską kieruję się ku Morskiemu Oku. Okazuje się, że po zeszłorocznym remoncie na Domu Weleckim brakuje tablicy upamiętniającej korporację akademicką "Welecja".
Morskie Oko ciągle skute lodem; kaczkom to zdecydowanie nie przeszkadza;-) Słońce, spacerowicze, pieski - jest pięknie.

Wracając do Puławskiej ulicą Belgijską zauważam na kamienicy tabliczkę z nazwiskiem architekta i datą - Antoni Dygat 1929.
Był to architekt odpowiedzialny m.in. za Wytwórnię Papierów Wartościowych czy Wojskowy Instytut Geograficzny. Na innych budynkach na Belgijskiej widnieją daty z lat trzydziestych, bez nazwisk.

niedziela, 1 lutego 2015

Syrenka staromiejska

Już ci, to ona! ale gdzie ona stoi? to nie Rynek - więc gdzie ona uciekła?
Zaiste można powiedzieć, że czmychnęła; skryła się przed wandalami na podwórzu Muzeum Historycznego Miasta Warszawy. Nie tak znowu daleko od swojego sobowtóra i pierwotnego stanowiska...

Nie pierwszy raz Syrenka Staromiejska się przemieszcza. Kiedy pierwszy raz zobaczyła Warszawę 7. sierpnia 1855 stanęła w miejscu, skąd ją obecnie kojarzymy, czyli na Rynku. Ale jakże inaczej Rynek wtedy wyglądał. Nie był to uroczy cel przechadzek (czy dziś jest uroczy, to osobna sprawa; przede wszystkim zatłoczony; jednakowoż swój urok ma). Od półwiecza jego środek stał pusty, a miejsce po dawnym Ratuszu zostało zajęte przez stragany. I wśród tych straganów i bud znalazła swoje miejsce syrenka dłuta profesora Szkoły Sztuk Pięknych, Konstantego Hegla. Także postument prezentował się zgoła inaczej, mianowicie miał kształt skały, u podnóża której znajdował wodotrysk (była to przecież era Marconiego i jego wodociągów). Otoczenie to zmieniło się w 1914, kiedy Syrenka stanęła na prostym cokole, tym razem przyozdobionym jedynie wodotryskami w formie delfinów.
Nie zawsze jej uroda była doceniana. W 1913 r. Wiktor Gomulicki pisał na łamach kuriera Warszawskiego:

"W jakimś starym włoskim ogrodzie, obfitującym w arcydzieła rzeźby, tej syrenie dano by miejsce na szarym końcu, nazbyt się nią nie pyszniąc. Ale Warszawa, sama w dziedzinie sztuk plastycznych szare miejsce zajmująca, mniej musi być wybredna. Mnie, który nie żyje ani w mieście,  ani w wieku medyceuszów, ta niby herbowa wyobrazicielka Warszawy, na złomach skalnych, jakby dla osuszenia się na słońcu po kąpieli morskiej rozsiadła, jest wcale pięknym i na potrzeby skromnej Warszawy zgoła wystarczającym tworem".

Syrenka zaczęła zwiedzać Warszawę w 1928, kiedy została wyeksmitowana: najpierw chwilowo do magazynów pod mostem Poniatowskiego, a następnie na teren klubu Wioślarskiego na Solcu (nota bene, nowy cokół był piaskowcem z rozebranego soboru na placu Saskim). W tym miejscu udało się jej przetrwać wojnę.
Kolejna przeprowadzka nie była daleka, bo do Centralnego Parku Kultury (obecnie Park Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza). Nastąpiła w 1955, kiedy to w konsekwencji aktów chuligaństwa trafiła w ręce konserwatorów. Kolejnym postojem w trakcie tej warszawskiej peregrynacji znów stało się Stare Miasto, jednak tym razem zasiadła na murach staromiejskich na fundamentach wieży marszałkowskiej - stamtąd też ją pamiętam z pierwszych randek :-P Jednak nie zagrzała tam miejsca zbyt długo, bo już w 1999 wróciła na swe miejsce pierwotne po środku rynku, w otoczeniu nawiązującym do oryginalnego, czyli na cokole w wodzie.
Jak to jednak jest, że obrończyni Warszawy w żadnym miejscu swego pobytu nie mogła czuć się bezpiecznie, zawsze kończyło się poszkodowaniami. Także i w reprezentacyjnym punkcie spotkało ją wiele przykrości, jak na przykład oblanie farbą. W ten sposób od 2008 oryginalna Syrenka znajduje się pod opieką Muzeum Historycznego m.st. Warszawy (obecnie po prostu Muzeum Warszawy - krócej, nowocześniej, łatwiej do zapamiętania ;-) )  A na Rynku stoi sobowtór.