niedziela, 18 grudnia 2011

Kotwica Polski Walczącej

„Otóż w swojej ignorancji przez całe życie byłem przekonany, że „kotwica”, powstała spontanicznie, że pewnej czarnej okupacyjnej nocy jakiś harcerz z Szarych Szeregów namalował ją na murze i potem poszło. Potem od kotwic gwałtownie się zaroiło, nigdy bym nie podejrzewał, że było zupełnie inaczej. Jak się okazuje, moja wiedza była kompromitująco żadna, moja indolencja imponująca, (…). Otóż „kotwica” wyłoniona została w w podziemnym konkursie plastycznym zorganizowanym w 1942 przez Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK, przyszło na ten konkurs 27 prac, a zwyciężyła harcerka Anna Smoleńska, słuchaczka podziemnych kursów graficznych. Znak, który znać powinno każde dziecko w tym kraju, jest więc dziełem nieznanej nikomu dziewczyny, która rok później zginęła w Auschwitz. (…)” - pisze Krzysztof Varga w felietonie „Kotwica Smoleńskiej” (Gazeta Wyborcza, 10-11. grudnia 2011).
Varga powołuje się tu na album „Nie gęsi. Polskie projektowanie graficzne 1919-1949” Piotra Rypsona.
Przeglądając internet natknęłam się na wątpliwości związane z autorstwem „kotwicy”; niektóre źródła przypisują je niejakiemu Janowi Sokołowskiemu:

I na koniec jeszcze raz podłączę się pod odczucia pana Vargi:
„Dotrzeć jednak do pozostałych 26 projektów symbolu Polski Walczącej, które w konkursie z pracą Smoleńskiej przegrały, to byłoby sensacyjne, to byłoby wydarzenie kapitalne, od kiedy przeczytałem u Rypsona o tej historii, nieustannie sobie te odpadłe prace wyobrażam.”

sobota, 17 grudnia 2011

Dom Probostwa św. Aleksandra


Ulica Książęca. Z jednej strony nowoczesne osiedle Holland Park, z drugiej piaskowy biurowiec ING; naprzeciwko przeszkolony budynek Centrum Giełdowego. A wśród nich – neogotycka kamienica. To dom Probostwa kościoła św. Aleksandra.


Kamienica powstała na początku XX wieku. Budowa zakończyła się w 1902, wtedy też wprowadziło się do niej probostwo. Nowy budynek był odpowiedzią na zapotrzebowania rozrastającej się parafii. Dotychczasowa plebania mieściła się w skromnym budynku na rogu Placu Trzech Krzyży i Książęcej – tylko tyle carskie władze pozostawiły po konfiskacie większości budynku dokonanej w ramach represji popowstaniowych. Ówcześni księża narazili się zaborcom udostępniając swoje pomieszczenia konspiratorom – to tu zebrał się i obradował Komitet Centralny Narodowy w styczniu 1863. Ponadto jeden z tutejszych wikariuszy należał do Komitetu.

Przez kilka kolejnych dekad pamięć o tym wydarzeniu najwyraźniej wyblakła w pamięci władz carskich. Parafia mogła zakupić sąsiednią działkę i wybudować na niej wspomnianą w kamienicę. Pojawiła się pseudo-średniowieczna wieżyczka, szczyty i ostrołukowe okna projektu Tomasza Saryusza-Bielskiego.

Późniejsza historia budynku łączy się już nie tyle z historią Polski, co wręcz historią światową. Jak możemy wyczytać na tablicach pamiątkowych na ścianie kamienicy, tu mieszkali dwaj przyszli papieże: Achilles Ratti oraz Giovani Montini.
Ratti, który przeszedł do historii jako Pius XI, przybył do Warszawy w 1918 jako wizytator Stolicy Apostolskiej i zagościł na plebanii parafii św. Aleksandra. Wraz z odzyskaniem przez Polskę niepodległości został pierwszym nuncjuszem i początkowo tu właśnie miała siedzibę nuncjatura. Pracował tu do roku 1921. W trakcie pobytu w Warszawie poznawał historię i sytuację odradzającego się państwa polskiego; podobno także później podkreślał swoje związki z Polską, nazywając się czasem „polskim papieżem”.
Natomiast Montini, późniejszy Paweł VI, pracował tu w 1922 jako sekretarz nuncjatury.
(Później nuncjatura została przeniesiona na ul. Szucha, gdzie, z przerwą na II Wojnę Światową i PRL, znajduje się do dziś).



Zniszczenia wojenne w dużym stopniu oszczędziły kamienicę probostwa, jednak w latach 70. jej istnienie było podobno zagrożone. Przewidywano poprowadzenie tu drogi od ul. Kopernika nad al. Jerozolimskimi do Placu Trzech Krzyży; droga miała skręcać na Plac na wysokości plebanii. Jednak jako że trasa w takim kształcie biegłaby tuż obok Komitetu Centralnego PZPR, władni wyrazili swoje obiekcje wobec takiej lokalizacji i projekt nie doszedł do skutku.

Obecnie w kamienicy znajdują się mieszkania księży, punkt Caritas, świetlica.

Korzystałam / do poczytania:




wtorek, 29 listopada 2011

Syrenka


Najładniejsza warszawska syrenka – smukła, jakby zamyślona, delikatna, z długimi włosami i ogonem wijącymi się w secesyjne kształty. I nieco ukryta – niby blisko Traktu Królewskiego, ale poza główną trasą turystyczną, tak więc nie wydaje się aż tak szeroko znana.

Syrenka jest autorstwa Jana Woydygi i powstała razem z wiaduktem Markiewicza w latach 1902-05. Stanowi nie jedyny symbol Warszawy na wiadukcie. Kobieca postać w koronie w kształcie murów, w grupie po drugiej stronie ulicy, to także alegoria miasta. Towarzyszą jej alegorie oświaty, pracy oraz Wisły (brodaty mężczyzna – wodnik).

Całość miała symbolizować oświecenie – zapewne spływające wiaduktem z głównego reprezentacyjnego traktu miasta na, dosłownie i w przenośni, niziny Powiśla, będącego podówczas przemysłowym, zamieszkałym przez biedotę. Także nadanie wiaduktowi imienia Stanisława Markiewicza wydaje się nawiązywać do zasugerowanej tu przeze mnie myśli o niesieniu kaganka oświaty. Stanisław Markiewicz był lekarzem społecznikiem znanym jako twórca kolonii letnich dla dzieci, badacz stanu sanitarnego miasta i jej mieszkańców, pionier dbałości o powszechny dostęp do urządzeń higienicznych oraz do opieki medycznej w szkołach i zakładach przemysłowych.

Wracając do Syrenki. Powstała w czasach kiedy syrena była symbolem miasta tradycyjnym, ale nieoficjalnym. Za zaborcy oficjalnym godłem, także samorządowym, było godło polsko-rosyjskie, po powstaniach już tylko rosyjskie. W kontekście kiedy oficjalne godło i kolory Polski były zakazane, syrena urosła do symbolu polskości i patriotyzmu. Umieszczano ją na przykład na mapach, winietach, dyplomach, czy jako dekoracje architektoniczne.
Kompletne dziewiętnastowieczne syrenkowe szaleństwo objawiło się na gmachu Towarzystwa Kredytowego Miejskiego przy ulicy Czackiego.



Także syrenka na starówce, autorstwa Konstantego Hegla to dzieło dziewiętnastowieczne. W 1855 była pierwszym pomnikiem syrenki w Warszawie. Ten sam autor wykonał też rzeźbę syreny wieńczącą bramę prowadzącą w ulicę Karową (nie istnieje, rozebrana przy okazji budowy hotelu Bristol).

A tu syrenka na moście Poniatowskiego (ukończony w 1914) - oprawa architektoniczna Stefana Szyllera (jak w przypadku wiaduktu Markiewicza), ale autorstwa podanej syrenki nie znam.



Dziś poprzestanę na tych kilku XIX/XX-wiecznych syrenkach, dostępnych w moich skromnych fotograficznych zbiorach. A że temat wdzięczny, to na pewno będę do niego wracać.

Korzystałam/ do poczytania:

piątek, 18 listopada 2011

cmentarze na Woli

W ciepły sierpniowy dzień wybraliśmy się na dwa cmentarze na Woli. Pierwszym z nich był Cmentarz Powstańców Warszawy, sąsiadujący z Cmentarzem Wolskim. Cmentarz ten został założony w 1945, kiedy zaczęto zwozić ciała i prochy warszawiaków z całego miasta. Jeden z większych pochówków odbył się 6 sierpnia 1946, kiedy złożono tu 177 trumien powstańców. Jednak ekshumacje trwały jeszcze do początku lat 50.

Wybór miejsca pochówku zapewne nieprzypadkowy, skoro dzielnica Wola tak dramatycznie ucierpiała w sierpniu 1944. Wraz z wybuchem Powstania, przyszedł rozkaz z góry mówiący o totalnym unicestwieniu miasta i jej mieszkańców, w związku z tym nie przebierano w środkach: oddziały niemieckie zabijały nie tylko powstańców, ale także ludność cywilną, którą wypędzano z domów; albo i nie wypędzano – a domy, puste czy pełne, palono; cywile byli mordowani lub używani jako żywe tarcze. Rzeź wzmogła się 5 sierpnia – dzień wcześniej przybyły z odsieczą oddziały z Poznania. Najbliższe trzy dni to była totalna eksterminacja – w ciągu samych trzech dni 5 – 7. sierpnia zginęło około 59 tys. ludzi, podczas gdy w trakcie całego powstania zginęło ich 200 tys. Od 7. sierpnia złagodzono rozkaz mordowania ludności cywilnej, jednak rozkaz ten oficjalnie cofnięto dopiero 12. sierpnia.

Tak więc to głównie szczątki mieszkańców Woli kryją groby tego Cmentarza – ale nie tylko groby. Jak mówi tablica informacyjna, cały pagórek, po którym stąpamy podchodząc do pomnika to także jeden wielki grób, mieszczący ok 12 ton prochów ludzkich. Oprócz ludności wolskiej pochowani są tu także Żydzi ekshumowani ze Stadionu Skry przy Okopowej, ofiary Pawiaka, czy żołnierze polegli na terenie województwa w 1939. Łącznie spoczywa tu około 100 tys. poległych.

Lata PRL nie sprzyjały kultywowaniu pamięci o powstaniu i o żołnierzach AK, w związku z czym władze wolały traktować ten cmentarz jako część Cmentarza Wolskiego. Przez długie lata cmentarz nie miał też szczęścia do odpowiedniej opieki. Uporządkowano go dopiero w latach 60. i 70., a pomnik „Polegli – Niepokonani” autorstwa Gustawa Zemły stanął tu w 1973 roku. Należytego opisu i tablic informacyjnych doczekał się dopiero w wolnej Polsce lat 90.


Po krótkim spacerze przez Park Powstańców doszliśmy do kościoła św. Wawrzyńca i Stanisława, którego formę murowaną ufundowała królowa Maria Kazimiera. Kościół miał nieszczęście stanąć w miejscu częstokroć będącym linią rozmaitych starć. Tu toczyły się walki Insurekcji Kościuszkowskiej – podług plotki to z tego okresu miałyby pochodzić kule tkwiące jeszcze w ścianach kościoła, ale w rzeczywistości pochodzą one z czasów Powstania Listopadowego. W tej okolicy znajdowała się reduta nr 56 broniona przez generała Józefa Sowińskiego, którego domniemane miejsce śmierci upamiętnione jest kilka kroków od kościoła.

Świątynia otoczona jest cmentarzem; oprócz krzyża upamiętniającego Józefa Sowińskiego znajdziemy tu też groby żołnierzy z innych okresów walk, np. z 1939 czy 1944. Jednak nie są zbyt liczne. Faktycznie, grobów było tu kiedyś więcej – w czasach, kiedy teren ten był częścią obecnie sąsiadującego Cmentarza Prawosławnego.
Z końcem powstania listopadowego wzmogła się siły rusyfikacji, a wraz z nią zwiększyła się liczba Rosjan osiedlających się w Warszawie (urzędników, wojskowych, kupców). Przejawem i rezultatem obu tych splatających się tendencji była decyzja o stworzeniu w Warszawie cmentarza dla prawosławnych. Z jednej strony odpowiadała na potrzeby ludności rosyjskiej, która dotąd grzebała swoich bliskich głównie na cmentarzach ewangelickich; z drugiej strony zaznaczyła wzrost znaczenia kultury prawosławnej. Służyć temu miał także nieprzypadkowy wybór lokalizacji cmentarza, stworzonego właśnie tu, na miejscu reduty, która w latach popowstaniowych zdążyła stać się miejscem patriotycznych pielgrzymek. Ustanowienie tu cmentarza prawosławnego miało służyć zamazywaniu polsko-patriotycznego charakteru tego terenu.
I w ten sposób razem z założeniem cmentarza (oficjalnie w 1841 r, w dziesiątą rocznicę Powstania, nieoficjalnie już w 1836) kościół św. Wawrzyńca i Stanisława stał się cerkwią. Zmiany architektoniczne kościoła ograniczyły się głównie do wnętrz.
Cerkwi z prawdziwego zdarzenia cmentarz doczekał się dopiero w 1905 za biskupa Hiernima Egzemplarskiego. Jest to charakterystyczna stojąca obok świątynia pod wezwaniem św. Jana Klimaka, w stylu secesyjno-bizantyjskim.

Kiedy po pierwszej wojnie światowej rozpoczęto odwracanie wpływów rosyjskich, kościół katolicki upomniał się o kościół św. Wawrzyńca, wydzielono też wtedy wokół niego kawałek terenu, a groby prawosławnych przeniesiono na pomniejszony teraz cmentarz prawosławny.


Mam wrażenie, że ubocznym skutkiem tego odwracania wpływów rosyjskich było zapomnienie o ludziach, których złączonych z Warszawą, nieraz bardzo istotnych dla jej historii.
Mam tu głównie na myśli Sokratesa Starynkiewicza. Większość osób, z którymi rozmawiam owszem kojarzy plac Starynkiewicza (i przyznaje wraz ze mną, że w kategorii „plac”, to marny ten „plac”), ale jego patrona już nie bardzo. Tymczasem jest to człowiek, który dla rozwoju Warszawy zrobił bardzo wiele. Jako prezydent miasta w latach 1875-92 zadbał o jego finanse, aspekt estetyczny i sanitarny: za jego urzędowania powołano Towarzystwo Asenizacyjne, Komitet Plantacyjny, uporządkowano targowiska, założono Cmentarz Bródnowski. Jego najbardziej doniosłą zasługą są Filtry – olbrzymia inwestycja lat osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku. Te wszystkie jego zasługi uczyniły Warszawę miastem nowoczesnym. Starynkiewicza ceniono także za jego osobiste przymioty takie jak uczciwość i dobrą organizację. Kiedy umarł w 1902, jego pogrzeb zgromadził tysiące warszawiaków. 

Oryginalnie został pochowany w miejscu dość zaszczytnym, czyli koło ówczesnej cerkwi (czyli obecnego kościoła), a le razem ze wspomnianym przywróceniem kościoła katolicyzmowi oraz przenosinami okolicznych grobów, także i jego grób został przeniesiony i znajduje się w głębi po prawej od strony cerkwi w alejce pod murem.

Z historycznego punktu widzenia uważam, że warto też odwiedzić groby budowniczych PKiNu, których znajdziemy tu 15 grobów. W ciągu trzech lat wznoszenia do Warszawy łącznie przybyło około 3,5 tys robotników z ZSRR; ci, którzy zmarli w trakcie prac znaleźli tu pochówek. Ich proste nagrobki bez żadnych oznak religijnych mają podobną formę, co znajdujące się tuż obok groby żołnierzy radzieckich..

W innej części cmentarza znajdziemy tu też groby żołnierzy Ukraińskiej Republiki Ludowej, którzy walczyli z Polakami przeciw Bolszewikom w 1919-20.
Obok jest jeszcze jeden pomnik upamiętniający tym razem nie żołnierzy, ale ofiary Wielkiego Głodu na Ukrainie lat 1932-33, kiedy wskutek polityki Stalina zmarło z głodu co najmniej 4 mln ludzi.

Niedaleko żołnierzy ukraińskich i prezydenta Starynkiewicza zwraca uwagę kaplica rodziny Gudzowatych, których nazwisko kojarzy się z jednej strony z wielkim biznesem, a z drugiej – pracami fotografa Tomasza Gudzowatego. Jest to podobno pierwsza taka budowla na cmentarzu od czasów wojny. Z jednej strony odwołuje się do tradycyjnych form architektury bizantyskiej, a z drugiej do secesyjnych form roślinnych; co w sumie sprawia przyjemne wrażenie.



Na cmentarzu znajduje się sporo grobów osób, które niegdyś tworzyły pejzaż Warszawy, a o których pamięć ginie. Do takich osób należał np. Wsiewołowod Istomin, który w sklepie w Krakowskich Przedmieściach zapoznawał warszawiaków z najprzedniejszymi rodzajami herbat. Posiadał dwie kamienice, m.in. kamienicę w alejach Jerozolimskich, której fasadę zdobią popiersia Mickiewicza i Puszkina. Także jego nagrobek, w formie pokaźnej kapliczki, świadczy o tym, jak dobrym interesem była herbata w ówczesnej Warszawie.

Inną taką postacią był Michaił Szelechow, właściciel sklepu zaopatrującego Warszawę w łososie, kawiory, bakalie i inne rarytasy. Pozostawił po sobie okazały grobowiec.

Nie są to osoby które zaznaczyły się w historii miasta tak wyjątkowo jak Starynkiewicz, ale z drugiej strony, szkoda by było, gdyby zupełnie o nich zapomniano.

Jak i na Powązkach, tak i tu znajdziemy dzieła znakomitych warszawskich artystów. Wiek XIX jest reprezentowany przez Bolesława Syrewicza, i dwa pomniki jego autorstwa. Pomnik Marii Aleksandrowny Semenowej oraz Andrieja Nikołajewicza Grimma.
W obu pomnikach występuje postać Żalu z twarzą zasłoniętą woalką – motyw, który Syrewicz doprowadził do perfekcji. Na nagrobku Semenowej brakuje jednego elementu – zniknął (skradziony został) portret zmarłej, na który spoglądała postać kobieca.

Co do nagrobka sztabskapitana Grimma, mimo podpisu na pomniku nie jest to podobno autorskie dzieło Syrewicza, tylko kopia jego znanego z Powązek pomnika Hermanów.


Z bardziej współczesnych warto zwrócić uwagę na nagrobek autorstwa Jerzego Nowosielskiego, zmarłego w tym roku malarza i grafika. Stoi na grobie księdza Jerzego Klingiera, przyozdobiony niebieską polichromią autorstwa Nowosielskiego.


Chodząc po cmentarzu z przewodnikiem w ręku można znaleźć więcej ciekawostek; zainteresowanych odsyłam na cmentarz i do literatury.


Korzystałam / do poczytania: