piątek, 28 listopada 2014

Muzeum Azji i Pacyfiku



Solec. Jako że ulokowany po drodze Babci, była to od zawsze uczęszczana trasa.
Zawsze też intrygowała mnie ta kamieniczka, a obok pagoda; ale nigdy aż tak, żeby tam zawitać. Wiedziałam, że miejsce to związane jest z Muzuem Azji i Pacyfiku, ale przez długi czas myślałam, że to Galeria na Freta jest główną siedzibą Muzeum.

Wiosną tego roku wykonałam pierwsze podejście do wejścia. Nieudane! i to z powodu mojej nadgorliwości i porannego wstawania. Jak to się stało, że nie zauważyłam informacji, iż w weekendy Muzeum otwarte jest od południa! od południa?? w dzień, kiedy można by zacząć zwiedzać już koło 10.?...

Muzeum ma nowego nowoczesnego sąsiada, który musiał zostać ukończony w miarę niedawno, chyba w tym roku. Sąsiedztwo służy Muzeum, bo przeniosło się do wewnątrz, gdzie organizowane są ekspozycje. Stara kamieniczka to teraz magazyn.
Sama kamieniczka to pozostałości po dawnej rzeźni miejskiej - budynek był pawilonem bocznym. Po rzeźni, wybudowanej w latach pięćdziesiątych XIX wieku, nie ma już śladu.

wtorek, 4 listopada 2014

pańska skórka

Tata mówi, że smak dzisiejszej pańskiej skórki to zupełnie co innego... Ja nie mam porównania. Przy cmentarzu w rodzinnej miejscowości pańskiej skórki nie sprzedają, a na warszawskie cmentarze regularnie zaczęłam jeździć dopiero po śmierci dziadka, czyli na początku lat dziewięćdziesiątych.
Zaś w pańskiej skórce rozsmakowałam się dopiero w ostatnich latach.
Jak bardzo lokalny to smak przekonałam się, kiedy zaczęłam mieszkać z moimi współlokatorkami, jedną ze Wschodu, drugą znad morza. Pańska skórka była dla nich kompletną nowością. Tak samo dla pewnego wrocławskiego przyjaciela.

Jak co roku, na 1. listopada wracam do domu. To raptem 40 kilometrów z Warszawy. W Dzień Zaduszny, albo jeszcze we Wszystkich Świętych, jedziemy też do stolicy. Odwiedzamy Dziadków i ciocie na Cmentarzu Bródnowskim, a następnie udajemy się na Wolę.

Na cmentarzu wolskim tuż obok grobu ciotki Zdzichy znajduje się pomnik poświęcony Polakom poległym w latach 1914-1918. Według tabliczki na postumencie, postawiony został już 2.listopada 1918! i według Sowy Cmentarnej był to pierwszy pomnik poświęcony ofiarom I wojny światowej.
Oprócz naszego grobu i pomnika, pamiętamy też o Cmentarzu Powstańców Warszawy. Przy pomniku Polegli-Niepokonani dowiedziałam się wczoraj, że Powstanie Warszawskie zorganizowano w obronie katolickiej niepodległej Polski...
Cmentarz powstańców - i głównie cywili - jest w trakcie renowacji, powstają nowe granitowe płyty z napisem "Zginęli za niepodległą Polskę". Napis ten budzi we mnie pewien dysonans: o ile żołnierze szli w bój za Ojczyznę licząc się ze śmiercią dla niej, to cywile wyciągani z domów - jak wiele idei stoi za ich śmiercią?... Wraz z renowacją znikają Krzyże Grunwaldzkie, próba zawłaszczenia tych śmierci przez poprzednie władze.
Szkoda tylko, że nie zaplanowano remontu tak, żeby zdążyć przez Wszystkimi Świętymi.

czwartek, 23 października 2014

przez Warszawę ku wolności

O czym pozytywnym opowiadać Niemcom w Warszawie?
W zielonym Ujazdowie na terenie ambasady Niemiec znajduje się konstrukcja, przedstawiająca dwie postacie: jedna stoi przed bramą, druga jest już po drugiej stronie. Wieczorem zarysy postaci migają raz na czerwono, raz na zielono, jak sygnalizacja uliczna, która albo cię zatrzymuje, albo pozwala na swobodne przejście dalej.
Instalacja wykonana została z metalowej bramy wiodącej kiedyś do ambasady RFN, zlokalizowanej oniegdaj na ulicy Katowickiej na Saskiej Kępie. Nazywa się "przez Warszawę do wolności" i upamiętnia historię, z której większość z nas nie zdaje sobie sprawy.
W 1989 r., po naszych pierwszych częściowo wolnych wyborach, a przed upadkiem muru berlińskiego, w ciągu tych raptem kilku miesięcy przez Warszawę około 6 tysięcy Niemców z NRD przedostało się do Niemiec Zachodnich. Przybywali do Warszawy, Budapesztu czy Pragi i w tutejszych ambasadach RFN ubiegali się o azyl. Tu koczowali pod parkanem, a co bardziej zdesperowani przeskakiwali przez ogrodzenie. Tu spotykali się z życzliwością nie tylko tubylców, ale też władz państwowych i kościelnych.
We wrześniu odbyły się skromne uroczystości związane z tamtymi wydarzeniami.

O czym pozytywnym opowiadać Niemcom? Na niedawnym spacerze z dwiema sympatycznymi Niemkami mówiłam im o Wedlach, importowanych królach i Osi Saskiej; o prawie magdeburskim i zapożyczeniach kulturowo-cywilizacyjnych czasów Średniowiecza. Gdybyśmy wybrały się na Muranów, poszłybyśmy pewnie na skwer Willego Brandta.
Nie to, że unikałam tematów przykrych i tragicznych; w Warszawie nie sposób nie mówić o zniszczeniach wojennych i Powstaniu Warszawskim. Nie chciałam po prostu, by opowieść była monotematyczna, lub by odczuły niezamierzony wyrzut lub żal. Mam nadzieję, że udało mi się przekazać, co czuję; że świetnie pamiętamy o historii, ale żyjemy teraz.

sobota, 11 października 2014

Wzruszenie dnia

Kiedy w trakcie obiadu w restauracji Honoratka japońska turystka spontanicznie siada do nieco rozstrojonego fortepianu ustawionego tam jako rekwizyt i zaczyna grać Chopina :-)

Swoją drogą, Japończycy dziwią się, że w Polsce nauka fortepianu nie jest powszechną częścią edukacji...

wtorek, 30 września 2014

żuraw z Dworca Gdańskiego

Wśród nowoczesnych peronów stoi sobie toto, nieco na uboczu i zupełnie z innej epoki.
Nie pasuje ani do Dworca z końca lat 50., ani do przeszklonych zadaszeń na peronach, ani do kostki Bauma, ani tym bardziej do rozmnażających się szklanych wieżowców-biurowców w tle.
 Mamy tu oto zabytek prawdopodobnie z lat 20. poprzedniego stulecia: żuraw do nawadniania parowozów. Ciekawe kiedy ostatnim razem był w użyciu? W trakcie remontu węzła komunikacyjnego jakim stał się Dworzec Gdański, jego losy się ważyły - bo po co tu on, taki nie przystający do niczego, stary i zardzewiały. Ale nie dość, że się ostał, to jeszcze został odremontowany. Stoi i cichutko przypomina o długiej historii tego dworca.
"Krausewerk Neu Salz" - został odlany w Nowej Soli.

O, Dworcu Gdański! Stacjo mojego życia! Jakżeś się zmienił przez te 30 lat. Przejście podziemne mojego dzieciństwa nie umywało się do obecnych przestronnych tuneli, ale dla mnie stanowiło jedną z atrakcji przyjazdu do Warszawy. Już dawno nie ma samotnego peronu wysuniętego ongiś na południe. Ponoć w planach ostatniego remontu przewidywano odnowienie większej liczby peronów, niż ostatecznie zrealizowano; może jeszcze wróci i tamten?
Zniknęły asfaltowe perony, z których nawierzchnia zastygała w "spływającej" pozie, a białe pasy oddzielające pasażerów od brzegu peronu każdego lata wiły się w coraz bardziej fantazyjne wzory; znikły niskie perony, z których trzeba było wspinać się do wysokich składów. Na długi czas zniknęły też pociągi na "daleki wschód", z celami podróży wypisanymi cyrylicą - kolejny obrazek z dzieciństwa. Obrazek, który powrócił: jeszcze przed tegorocznym remoncie linii średnicowej i związanymi z tym przenosinach niektórych połączeń zagranicznych na Gdański, widziałam tu pociągi kierujące się m.in. na Mińsk (wcale nie Mazowiecki). Składy te zresztą zdawały się być wyjęte z poprzedniej epoki, szczególnie w porównaniu do smukłych elfów.
Po męczącym okresie remontów z drugiej połowy poprzedniej dekady, remontów zarówno Dworca, jak i całej linii kolejowej na Gdańsk, w trakcie których Dworzec mocno się wyludnił, w ostatnich latach życie tu wróciło. Pomykają elfy - śmigają jak ta lala; w rodzinnym domu jestem w ciągu 45-50 minut. Metro, tramwaje, autobusy pod ręką, Centrum bardzo blisko. Stacja marzeń! choć widać ciągle sporo niedoróbek; jak widać na załączonych powyżej obrazkach, bezpośrednie otoczenie Dworca można by jeszcze ogarnąć, by stało się nie tylko wygodne, ale i całościowo miłe dla oka.
Ale przecież to nie koniec zmian. Kiedyś stanie tu kompleks biurowo-dworcowy. Kolejne przeobrażenia przed nami...

niedziela, 28 września 2014

...i koniec lata w Królikarni

Początek września, ciepło i jeszcze sandałowo; postanowiłam słoneczny czas wyzyskać i edukować się na świeżym powietrzu.
Nieużytki Sztuki przez lato dorodnie wyrosły i co po niektóre zaczęły owocować.
 Jak widać, wśród ogródka swoje miejsce znalazła nowa mieszkanka.
Przed wieczorowo oświetloną fasadą wschodnią panowie grali w bule.
Gry światłem miały swój ciąg dalszy w ramach wystawy ZAPAL SIĘ! i rozstawionych po parku neonów: Nowe Życie, Lenistwo i Warszawa.

Dziś znów pięknie i słonecznie, jednak lato jest już wspomnieniem. Sandały już dawno zawędrowały do szafy, ciepłe promienie słońca nie zdołają oszukać w tej kwestii. Za kilka dni przyjdzie brutalna deszczowa jesień.

sobota, 27 września 2014

początek lata w Królikarni...

Było coś takiego, to lato kiedyś się zaczynało, kiedy to było, hmm czerwiec?

Za Pałacem ustawiły się grządki Nieużytków Sztuki, projektu, który "dotyczy bezpłatnej dzierżawy terenów zielonych, trawników, kawałków ziemi, przyległych do publicznych galerii i muzeów. To propozycja zaangażowania publiczności w proces interwencji w przestrzeni nie tylko miasta lecz również sztuki, czego następstwem może być zmiana nastawienia do sztuki współczesnej, zbliżenie do instytucji sztuki, zniesienie bariery między oficjalną instytucją kultury a mieszkańcami." (ze strony Nieużytków)


Za Pałacem, na skarpie, stanęły ule, projekt Miejskich Pszczelarzy.
Pierwszy raz zetknęłam się z pomysłem hodowania pszczół w mieście w Berlinie. Zwiedzając kopułę tamtejszej katedry przy jednym z okien zauważyłam informację o znajdującym się na dachu ulu, którego inaczej bym nie zauważyła, tak jego kształt odbiegał od polskiego obrazu ula ;-) Informacja poparta była stosownym cytatem z Biblii.

niedziela, 21 września 2014

Żoliborski Targ śniadaniowy 2014

W porównaniu do żoliborskiego Targu, ten mokotowski jest o tyle bardziej kameralny. Ale też z mniej rozbudowaną ofertą.
Wczoraj na Żoliborzu znalazłam stoiska tych samych wystawców co tydzień temu na Mokotowie, oraz wielu z zeszłego roku. Ponadto reklamowało się też kilka restauracji już dobrze osadzonych w krajobrazie warszawskim, jak Tel-aviv, Portucale czy Dziki Ryż.

Wczoraj znowu uległam Ottomańskiej pokusie ^__^
Z nowych odkryć:
konfitury i chutney'e La Koguta. Ja wzięłam cebulowo-figowy (będzie świetny do mięs), a Ewa buraczano-.pomarańczowy
Le Papu - fantastyczny vinegret miodowy, nagle przygotowanie sałat stało się o niebo prostsze.


Ludna/Kruczkowskiego

Na skwerze przed Domem Spotkań z Historią trwa w tej chwili wystawa plenerowa "25 x Warszawa" obrazująca zmiany w krajobrazie i w stylu życia miasta. Nie zawsze zdaję sobie sprawę, jak wiele się zmieniło, czasem potrzeba drobnej pomocy, by uruchomić wspomnienia. Nie żal mi zupełnie targowiska na placu Defilad czy na Stadionie XX-lecia, gdzie zakupy wśród tłumów stanowiły mękę. Podobnie nie tęsknię za wyasfaltowanym Krakowskim Przedmieściem i przejściem podziemnym z przystanku na Uniwersytet. Dzierżyńskiego na Placu Bankowym zupełnie nie pamiętam. Z rozrzewnieniem przypominam sobie stare trasy autobusów; autobusy, które dowoziły mnie z Dworca Gdańskiego na Krakowskie spotykam teraz w kompletnie innych częściach miasta, z dawnej gwardi ostało się tylko 116. Większość moich odczuć jest natury estetycznej lub praktycznej.

Pewnego późno-wiosennego dnia wracałam z Muzeum Azji z Solca dawno nieprzemierzaną ulicą Ludną w stronę centrum. Usadowiłam się w autobusie z widokiem na szpital im. Orłowskiego, jednak nostalgicznie rzuciłam okiem w przeciwną stronę - i aż wykrzyknęłam widząc wielkiego czarnego wieloryba, który usadowił się na rogu Kruczkowskiego i Ludnej.
Budynek i jego otoczenie w sumie miłe dla oka: nie za wysoki, nieco okrętowy, czarno-połyskujący odbija się na tle nowych jasnych budynków mieszkalnych osiedla stanowiącego kolejną część zespołu Powiśle Park. Biurowiec powstał w biurze projektowym Kuryłowicz & Associates na zlecenie Polskiej Spółki Gazownictwa, bo i tu od 1856 r. działał pierwszy zakład gazowniczy. Stylizowane latarnią mają zapewne przypominać o historii tego miejsca. Czytam, że także kształt biurowca ma ją sugerować...
Tuż obok nowoczesnego budynku (ponoć ciągle niezagospodarowanego, bo Spółka w międzyczasie wynajęła sobie biuro gdzie indziej) i świeżutkich apartamentowców oglądanych przez młode pary zastanawiające się, gdzie ulokować swój 30-letni kredyt, w tle stoi zwyczajny blok mieszkaniowy, jakich wiele.
Dla mnie stanowi jednak wartość sentymentalną, tu mieszkała moja Babcia. A więc tutaj spędziłam niejedne święta, tu odwiedzałam ją, ciocię i kuzynkę. Ich mieszkanie znajduje się z drugiej strony bloku, więc widok z ich okna nie zmienił się za bardzo. Natomiast w miejscu, z którego zrobiłam powyższe zdjęcie, stała huśtawka, która dla dziecka ze wsi była w latach osiemdziesiątych nie lada atrakcją.
W gruncie rzeczy nowy sąsiad wyszedł staremu budynkowi na dobre: dawne podwórko było przede wszystkim rozległe, ale oprócz rzeczonych huśtawek, piaskownicy i kilku drzew wiele na nim się nie znajdowało i było raczej zaniedbane. Teraz fasada bloku jest odnowiona, ogródek niewielki, ale zielony i schludny, z nowymi nasadzeniami.
Moje sentymenty przegrywają.

piątek, 19 września 2014

Targ śniadaniowy, Żoliborz 2013

A tak przy okazji, odkopuję blogowe brudnopisy i znajduję zdjęciową relację z zeszłorocznego targu na matecznym Placu Inwalidów. Nie będę już wnikać w nieaktualne opowieści, tylko wrzucę zaległe fotki.

Owego letniego poranka na pewno wystawiali się
Luks Pomada
Fabryka Słodkości
Green Idea z czadowymi mufinami
Ekoista, których kolczyki z plastikowych butelek noszę i robię furorę
Twój Ogród
Polski Leń - nie mogę jednak nigdzie znaleźć pani projektantki
i inni.
Wszystko to okraszone lipcowym słoneczkiem i dyskretnym jazzem na żywo.

Wiedziona na pokuszenie wrześniowym ciepłem planuję jutro skoczyć na Żoliborz - zobaczymy, co się zmieniło.

czwartek, 18 września 2014

Targ śniadaniowy na Mokotowie

Dopiero co zorientowałyśmy się, że jedna z edycji Targu Śniadaniowego odbywa się w tym roku także niemal pod naszym domem. Skwapliwie skorzystałyśmy w ostatnią sobotę.
Wybór przysmaków: zarówno dość typowych, jak i bardziej wydumanych, trudniejszych do zdobycia bądź domowym sumptem produkowanych. A więc gofry zwykłe i belgijskiej, kuchnia wietnamska, hiszpańska, meksykańska, czekolady, makaroniki, ciasta, paszteciki...
 Na miejscu skusiłyśmy się na lemoniadę lipową (pokrzywowa zbyt trąciła "chwastami", jak na moje konserwatywne kubki smakowe) oraz urocze mini-naleśniki (belgijskie? holenderskie?) z sosem karmelowym oraz z ichnim, nieco chrupiącym masłem orzechowym.

Na wynos - najwięcej pieniędzy zostawiłyśmy w Ottomańskiej Pokusie. Orzechy, miód - to jest to! i nawet taki słodyczowy twardziel jak ja pasuje po jednej baklawie lub surmie, co sprawia, że sobotnie zapasy dopiero teraz zaczynają się wyczerpywać.
Poza tym wzięłam słoiczek smarowidła produkcji Better Butter, zrobionego z soczewicy z dodatkiem kolendry i curry.
Przy innym stoisku zasmakowałyśmy w wegetariańskich pasztetach z selera oraz dynii - które w tym tygodniu goszczą na naszych kanapkach.

Cudowną mamy jesień! nie tylko kulinarnie.

wtorek, 3 czerwca 2014

Spacerek po cmentarzu luterańskim

W poprzedni weekend współpracowałam z Fundacją Varsaviana.
W kameralnym gronie, w słoneczny i ciepły dzień zaznajamialiśmy się z Polakami wyznania ewangelicko-augsburskiego, ich wkładem w historię i rozwój Warszawy oraz ich miejscami spoczynku, nierzadko w ciekawej formie.
Piwowarowie, lekarze, filantropowie/pki...

Szymon Bogumił Zug - postać, która ciągle przewija się w trakcie moich spacerów. Szczególnie zasłużony dla społeczności ewangelickiej jako projektant kościoła św. Trójcy oraz tego cmentarza.

Nagrobek Anny Reginy Kileman - matka "legend miejskich" ze swoją makabryczną historią tłumaczącą genezę takiej formy nagrobka

Grób rodzinny Granzowa, króla cegły; sam w sobie reklama produktów rodzinnego interesu. Choć w tej chwili to chyba Filtry najlepiej przemawiają za jakością granzówki.
Młot i sierp jaśniejące nad światem - na grobie zmarłego w Warszawie pracownika ambasady sowieckiej. Jakoś na innych cmentarzach go nie chcieli.

Wedlowie.

Neogotyk koronkowo-metalowy.
Grobowiec kupca Skwarcowa w roli mini cerkiwii.
Ogrodniczy nagrobek Ulrichów.
Małżeństwo Lorentzów. Stanisław Lorentz, bliski sercu każdego varsavianisty.

Powyższe to baaardzo duży skrót tej trasy i co na niej można spotkać. Mam nadzieję, że zachęcający.