piątek, 31 lipca 2015

Stalowe impresje

Im dalej w Stalową, tym mniej pewnie się czuję... Ale moje wrażenia mogą być powierzchowne. To się wytnie, do którego zmierzam, jest miejscem nieco oddalonym (pieszo) od Dworca Wileńskiego, który traktuję jako "centrum" bliskiej Pragi. 

W To się wytnie odbyła się  kolejna odsłona japońskiego święta Tanabata, organizowanego przez Yorokobi no koen. To już trzecia edycja tej imprezy, która za każdym razem objawia się w innym lokalu, ale zawsze na Pradze - a ja zawsze aktywnie i japonistycznie udzielam się w trakcie wydarzenia.
To Się Wytnie okazuje się ważne także z varsavianistycznego punktu widzenia, jako że zbiera się tam także Praski Otwarty Samozwańczy Uniwersytet Latający ze swoimi wykładami.

Kamienica pod numerem 46, która gości tę mnogość wydarzeń, wygląda tak.

Została wzniesiona w latach 1913-14 jako kolejna budowlana inwestycja kowala Jana Nieznańskiego. Przetrwała wojnę i... czeka na lepsze czasy (pojawienie się w jej murach tak znamienitej knajpy może być pierwszą jaskółką zmian?...)
 

Przy okazji rozejrzałam się po najbliższej okolicy (paradowanie w kimonie trochę skróca kroki oraz dystanse, które chce się przemierzyć).
Jako fanka sztuki ulicznej nie mogłam nie zwrócić uwagi na dokonania francuskiego artysty Juliena de Casabianca'a, który wczesną wiosną wyprowadził kilka dzieł polskich malarzy z zaduchu muzeum na ulice Pragi.
W tym przypadku jest to "Hamlet polski" Malczewskiego oraz... przypomnę sobie później :(


Kolejna międzynarodowa "marka" to Loesje, która najczęściej objawia się w małogabarytowej formie vlepek - tu zwiększyła rozmiar i oddziaływanie...
 
Impresje pierwsze, oby nie ostatnie :)

wtorek, 14 lipca 2015

Noc Muzeów 2015

W ten upalny dzień wracam myślami do tegorocznej nocy muzeów, której chłód w retrospekcji jawi się tak kusząco...

Tym razem moja trasa zaczynała się pod domem, w Królikarni. Wystawa "Majątek" była właśnie na finiszu. Składały się na nią pozostałości po kolekcji rzeźb rodziny von Rose oraz fotografie Zofii Chomętowskiej.
Von Rose zamieszkiwali posiadłość w Dylewie, pod dzisiejszym Olsztynem. Po ucieczce rodziny przed Armią Czerwoną dom został spalony i zapadł się, grzebiąc pod sobą rzeźby, odnalezione dopiero na początku XXI wieku.
Zofia Chomętowska byłą związana z rodziną Krasińskich, właścicieli majątku Królikarnia. Jako częsty gość filmami i zdjęciami udokumentowała życie codzienne mieszkańców i innych gości tego miejsca. Prezentowane zdjęcia obejmowały jednak jej szczerszy dorobek, nie tylko związany z Królikarnią.

Królikarnia jest uroczym miejscem bez względu na odbywające się tam wystawy, o czym przekonywałam na ostatnim spacerku.

Następnym punktem nocnej eskapady była Zajezdnia Mokotów, która obchodzi w tym roku swoje 60-lecie. Z tej okazji można było zwiedzić antyczne składy, zajrzeć do kanału serwisowego, obejść zajezdnię, przejechać się zabytkowym tramwajem. W międzyczasie odbywała się część "artystyczna" na scenie ustawionej w głębi hali.

W tym momencie nastąpiło przemieszczenie się do Centrum na spotkanie długiej kolejki chcących zwiedzić Muzeum Azji i Pacyfiku. Przez pierwsze minuty kolejka poruszała się dość sprawnie, jednak w miarę jak zaczęła się zbliżać pora pokazów walk wushu oraz tańca z wachlarzami bojowymi, zaczęłam tracić nadzieję, czy uda nam się jeszcze cokolwiek zobaczyć. Ostatecznie byłyśmy jednymi z ostatnich szczęściarzy, którzy zostali wpuszczeni w podwoje Muzeum. Co prawda i tak bardziej interesowała nas wystawa poświęcona japońskim obrzędom ślubnym...
Na zamknięcie nocy jeszcze wizyta na Placu Defilad i wzmocnienie się ofertą obecnych tam gastrowozów.

Jak co roku, cieszy mnie ruch ludzki na wieczornych ulicach Warszawy, cieszy mnie, że wydarzenie zaludnia nocne miasto całymi rodzinami i pozytywnie nastawionymi ludźmi.
W tym roku jednak rzucili mi się w oczy także "klubowicze" - grupy szeroko pojęta młodzież, dla której Noc Muzeów to nie tylko okazja, by wyjść na miasto i odwiedzić przybytki kultury, ale także, czy może głównie, żeby wprawić się w stan uniesienia alkoholowego i robić hałas. Być może to typowe sobotnio-wieczorne towarzystwo, które okupuje wieczory miasta, a tym razem po prostu byli bardziej widoczni.