Przechodząc tędy o różnych porach dnia i nocy, zaglądam w okna Miau Cafe, by podejrzeć jej futrzastych mieszkańców.
Jak dotąd zawitałam w kawiarni tylko raz i wizyta ta pozostawiła miłe wrażenia.
Wizualnie: bardzo ładnie urządzone, klimatyczne miejsce. Oprócz kocich mebli, także te ludzkie nawiązują do kotów: w obrazkach, bibelotach, wyposażeniu biblioteczki... Niektóre elementy wyposażenia sugerują dżunglę, czyli miejsce, gdzie koty czują się jak u siebie 😹 Otoczenie jest przytulne, nakłania do głębszego zapadnięcia się w fotel.
Wrażenia słuchowe: w tle lecą odgłosy lasu... Strzał w dziesiątkę! cisza sprawia, że i goście ściszają głosy... Oczywiście jest to efekt nastawiony na zapewnienie ciszy kotom, ale i na ludzkich gości może to mieć kojący efekt. Na mnie miał - ta cisza i błogi spokój to główny element, który zrobił na mnie wrażenie w tej kawiarni.
No i główni bohaterowie :) W trakcie mojego pobytu wszystkie kotki były raczej w sennych nastrojach, tak że o interakcji nie było mowy. Może kiedy wrócę następnym razem będą bardziej towarzyskie...
...Że aż prawie zapomniałam, że w przypadku kawiarni warto by wspomnieć o menu! Moja wizyta odbyła się już dawno temu, ale pamiętam bardzo zacną tartę cytrynową. Pamiętam też obecność ciastek w kształcie kocich główek - doceniam takie smaczki.
Jak dotąd odwiedziłam trzy kocie kawiarnie: w Osace, Krakowie - oraz tę warszawską. I jak na razie Miau Cafe jest pierwsza w rankingu.