Marzec 2019. Widoczność lepsza niż w lipcu 2012 ;)
sobota, 14 marca 2020
Ulrychów
Kiedy jadę
Górczewską w okolicy CH Wola Park, moją uwagę przyciąga
drewniany domek, która swoim wiejsko-sielskim wyglądem
wyróżnia się wśród miejskiej zabudowy. Znajduje się w nim
restauracja Soplicowo, w stylu dworkowo-biesiadnym.
Jednak prawdziwe skarby kryją się parędziesiąt metrów dalej, ukryte z perspektywy autobusu. Wzdłuż ulicy, przed galerią Wola Park, znajduje się fragment zieleni. Są to pozostałości po ogrodzie spacerowo-pokazowym przy zakładach ogrodniczych „C. Ulrich”, które rozciągały się tu od czwartej ćwierci XIX wieku. Po zanurzeniu się w ten niewielki park, natrafimy na na popiersie stojące na cokole. To Krystian Ulrich, dzięki któremu ogrody w ogóle się tu znalazły.
Ale od początku!
Dzięki związkom z Dreznem Warszawa przyciągała wielu Niemców, którzy osiedlali się tu, mniej lub bardziej związani z dworem królewskim. Trend ten utrzymywał się w mniejszym stopniu także za polskiego króla. Przybysze znajdowali tu pracę, zakładali rodziny, spolszczali się...
Tak właśnie do Warszawy trafiła rodzina Ulrichów. Ojciec Krystiana (Christiana), Jan Bogumił Traugott przybył do Warszawy, by dołączyć do swego wuja Jana Krystiana Mencke jako ogrodnik Ogrodu Saskiego. W 1805 zakupił parcele przy ulicy Ceglanej (obecnie Pereca) i tam założył zakłady ogrodnicze, w których hodował drzewa, krzewy, rośliny i owoce egzotyczne. Był to pierwszy ogród handlowy i cieszył się powodzeniem wśród najbardziej majętnej klienteli, zarówno warszawskiej jak i zagranicznej. Interesy szły więc dobrze, syn Krystian Jan zdobywał wiedzę i zdolności praktyczne w szkołach całej Europy, a miasto zagęszczało się wokół Ceglanej... To już Krystian, przejąwszy biznes ojca, zdecydował o nabyciu działek za miastem. W ten sposób ogrodniczy interes przeniósł się do wsi Górce – i tak my trafiamy do punktu wyjścia, czyli na ulicę Górczewską (etymologia nazwy jest już jasna).
Ulrichowie założyli tu szklarnie, ogrody, szkółki roślin... Staraniem Krystian obok zakładów znalazła się też szkoła ogrodnicza. Była ponoć na bardzo dobrym poziomie, kształciła nie tylko do zawodu, jej curriculum obejmowało przedmioty ogólnokształcące.
Krystian zmarł w 1881, stery gospodarstwa przejął jego syn Gustaw. To on założył ogród spacerowo-pokazowy, którego celem było promowanie sąsiadujących zakładów ogrodniczych. Ogród sprzed 1885 zaprojektowano w stylu angielskim. W uznaniu zasług swojego ojca Gustaw ufundował jego popiersie, które stanęło w ogrodzie, tak jak je widzimy dziś. Nie jest pewien twórca tej rzeźby, ale wiele wskazuje na autorstwo Andrzeja Pruszyńskiego, wziętego warszawskiego rzeźbiarza.
Gospodarstwo i jego okolice warszawiacy zaczęli nazywać Ulrychowem, a nazwa przetrwała na mapach Warszawy – od teraz uwieczniona jako nazwa stacji metra.
Zakłady działały przez kolejnych kilkadziesiąt lat. W czasie wojny, oddalone od centrum i od głównej sceny działań wojennych, ucierpiały niewiele. Zasadnicze zmiany przyszły w 1958, kiedy zmarła Krystyna Machlejdowa – córka Gustawa i ostatnia właścicielka zakładów. Wtedy przeszły na własność państwa jako Stacja Hodowli Roślin Ogrodniczych PAN. To już nie było to samo, co ogrody Ulrichów, jednak co ostatecznie dobiło gospodarstwo to transformacja kapitalistyczna. Z ogrodów niewiele zostało, a na ich terenie postanowiono wybudować centrum handlowe. W tym momencie, w 2003, resztkami majątku Ulrichów i popiersiem ciągle stojącym w zaniedbanym parku, zainteresowali się pracownicy Muzeum Woli (dzięki sugestii potomka rodu). Dzięki ich staraniom popiersie zostało odnowione i przeniesione do Muzeum. Natomiast Wola Park zrewitalizowało ogród pokazowy, w którym stanęła kopia popiersia, ufundowana przez Mennicę Warszawską.
Popiersie i mini-park to nie jedyne pamiątki dawnych czasów. Także drewniany przyuliczny domek, który pierwszy zwrócił moją uwagę. A jeśli rozejrzymy się, znajdziemy też pałacyk z początku XX wieku oraz resztki szklarni.
Szczególnie szklarnie przedstawiają opłakany widok. Na zdjęciach stan z 2014 roku. Jak to wygląda teraz? Może budowa metra da impuls do kolejnej rewitalizacji?
P.S. Z materialnych pozostałości po świetności domu Ulrichów – na warszawskich cmentarzu ewangelicko-augsburskim znajdziemy też grób rodzinny. Dekoracje grobu mówią same za siebie.
Do poczytania:
Jednak prawdziwe skarby kryją się parędziesiąt metrów dalej, ukryte z perspektywy autobusu. Wzdłuż ulicy, przed galerią Wola Park, znajduje się fragment zieleni. Są to pozostałości po ogrodzie spacerowo-pokazowym przy zakładach ogrodniczych „C. Ulrich”, które rozciągały się tu od czwartej ćwierci XIX wieku. Po zanurzeniu się w ten niewielki park, natrafimy na na popiersie stojące na cokole. To Krystian Ulrich, dzięki któremu ogrody w ogóle się tu znalazły.
Ale od początku!
Dzięki związkom z Dreznem Warszawa przyciągała wielu Niemców, którzy osiedlali się tu, mniej lub bardziej związani z dworem królewskim. Trend ten utrzymywał się w mniejszym stopniu także za polskiego króla. Przybysze znajdowali tu pracę, zakładali rodziny, spolszczali się...
Tak właśnie do Warszawy trafiła rodzina Ulrichów. Ojciec Krystiana (Christiana), Jan Bogumił Traugott przybył do Warszawy, by dołączyć do swego wuja Jana Krystiana Mencke jako ogrodnik Ogrodu Saskiego. W 1805 zakupił parcele przy ulicy Ceglanej (obecnie Pereca) i tam założył zakłady ogrodnicze, w których hodował drzewa, krzewy, rośliny i owoce egzotyczne. Był to pierwszy ogród handlowy i cieszył się powodzeniem wśród najbardziej majętnej klienteli, zarówno warszawskiej jak i zagranicznej. Interesy szły więc dobrze, syn Krystian Jan zdobywał wiedzę i zdolności praktyczne w szkołach całej Europy, a miasto zagęszczało się wokół Ceglanej... To już Krystian, przejąwszy biznes ojca, zdecydował o nabyciu działek za miastem. W ten sposób ogrodniczy interes przeniósł się do wsi Górce – i tak my trafiamy do punktu wyjścia, czyli na ulicę Górczewską (etymologia nazwy jest już jasna).
Ulrichowie założyli tu szklarnie, ogrody, szkółki roślin... Staraniem Krystian obok zakładów znalazła się też szkoła ogrodnicza. Była ponoć na bardzo dobrym poziomie, kształciła nie tylko do zawodu, jej curriculum obejmowało przedmioty ogólnokształcące.
Krystian zmarł w 1881, stery gospodarstwa przejął jego syn Gustaw. To on założył ogród spacerowo-pokazowy, którego celem było promowanie sąsiadujących zakładów ogrodniczych. Ogród sprzed 1885 zaprojektowano w stylu angielskim. W uznaniu zasług swojego ojca Gustaw ufundował jego popiersie, które stanęło w ogrodzie, tak jak je widzimy dziś. Nie jest pewien twórca tej rzeźby, ale wiele wskazuje na autorstwo Andrzeja Pruszyńskiego, wziętego warszawskiego rzeźbiarza.
Gospodarstwo i jego okolice warszawiacy zaczęli nazywać Ulrychowem, a nazwa przetrwała na mapach Warszawy – od teraz uwieczniona jako nazwa stacji metra.
Zakłady działały przez kolejnych kilkadziesiąt lat. W czasie wojny, oddalone od centrum i od głównej sceny działań wojennych, ucierpiały niewiele. Zasadnicze zmiany przyszły w 1958, kiedy zmarła Krystyna Machlejdowa – córka Gustawa i ostatnia właścicielka zakładów. Wtedy przeszły na własność państwa jako Stacja Hodowli Roślin Ogrodniczych PAN. To już nie było to samo, co ogrody Ulrichów, jednak co ostatecznie dobiło gospodarstwo to transformacja kapitalistyczna. Z ogrodów niewiele zostało, a na ich terenie postanowiono wybudować centrum handlowe. W tym momencie, w 2003, resztkami majątku Ulrichów i popiersiem ciągle stojącym w zaniedbanym parku, zainteresowali się pracownicy Muzeum Woli (dzięki sugestii potomka rodu). Dzięki ich staraniom popiersie zostało odnowione i przeniesione do Muzeum. Natomiast Wola Park zrewitalizowało ogród pokazowy, w którym stanęła kopia popiersia, ufundowana przez Mennicę Warszawską.
Popiersie i mini-park to nie jedyne pamiątki dawnych czasów. Także drewniany przyuliczny domek, który pierwszy zwrócił moją uwagę. A jeśli rozejrzymy się, znajdziemy też pałacyk z początku XX wieku oraz resztki szklarni.
Szczególnie szklarnie przedstawiają opłakany widok. Na zdjęciach stan z 2014 roku. Jak to wygląda teraz? Może budowa metra da impuls do kolejnej rewitalizacji?
P.S. Z materialnych pozostałości po świetności domu Ulrichów – na warszawskich cmentarzu ewangelicko-augsburskim znajdziemy też grób rodzinny. Dekoracje grobu mówią same za siebie.
Do poczytania:
- Olgierd Budrewicz, „Sagi Warszawskie”
- Eugeniusz Szulc, „Cmentarz ewangelicko-augsburski w Warszawie”
- Jolanta Wiśniewska, „Popiersie Krystiana Ulricha”, Almanach Muzealny (2003): http://mazowsze.hist.pl/37/Almanach_Muzealny/799/2003/27364/ (dostęp: marzec 2020)
piątek, 6 marca 2020
Galeria Ukraińska - murale
Pod wiaduktem, po przeciwnej stronie ulicy Słomińskiego od galerii Witamy w domu powstała galeria celebrująca kulturę naszych wschodnich sąsiadów. Te dwie prace spodobały mi się najbardziej:
Tak samo jak "Witamy w domu", tak i ta galeria powstała dzięki zaangażowaniu fundacji Klamra oraz Zarządowi Dróg Miejskich, a trzecim partnerem tym razem była Fundacja Ukraińskie Centrum Informacyjne. Impulsem do podjęcia tego projektu było 27-lecie niepodległości Ukrainy (2018).
Tak samo jak "Witamy w domu", tak i ta galeria powstała dzięki zaangażowaniu fundacji Klamra oraz Zarządowi Dróg Miejskich, a trzecim partnerem tym razem była Fundacja Ukraińskie Centrum Informacyjne. Impulsem do podjęcia tego projektu było 27-lecie niepodległości Ukrainy (2018).
poniedziałek, 2 marca 2020
"Witamy w domu" - murale
Pod
wiaduktem na Żoliborz kolorowo. To galeria murali zatytułowana
„Witamy w domu”. Przedstawia osoby, które opuściły Polskę w
1968 na ówczesnej fali antysemityzmu.
Miejsce tego przedstawienia
nieprzypadkowe – pobliski budynek Dworca Gdańskiego był świadkiem
wielu takich wyjazdów (o czym świadczy tablica).
Wśród
portretów w galerii znajdziemy Zygmunta Baumana, Jerzego Limpana, czy
Alinę Margolis-Edelman... Jeśli nie wszystkie nazwiska mamy w
pamięci podręcznej, warto poszperać :)
Galeria
powstała w 2018 z inicjatywy fundacji Klamra i Muzeum Polin, ze
wsparciem Zarządu Dróg Miejskich, jako projekt towarzyszący
ówczesnej wystawie w Polin.
Subskrybuj:
Posty (Atom)