Niewiele jest miejsc w Warszawie, w których mnie jeszcze nie było. I jakże lubię nadrabiać te braki. W jesienne popołudnie wybrałam się na Ursynów, by przyjrzeć się dawnemu Pałacowi Krasińskich - dziś siedzibie rektoratu SGGW.
Pierwsza rezydencja stanęła tutaj za sprawą księżnej Izabeli Lubomirskiej około 1775-80. (nota bene, nie jedyne to miejsce na skarpie warszawskiej, w którym twórczo maczała palce). Pochodzenie nazwy "Rozkosz" ma kilka wersji. Wersja pikantna: willa powstała dla faworyta księżnej, szambelana Maisonneuve. Wersja nieco grzeczno-matczyna, z mniejszą nutą pikanterii: miejsce to miało być gniazdkiem dla córki księżnej na miesiąc miodowy. Jest też wersja zupełnie nie romantyczna, wg której pierwszy dworek stanął tu dla pułkownika Maisonneuve i dopiero później został odkupiony przez Aleksandrę Potocką, córkę księżny.
W każdym razie w latach osiemdziesiątych XVIII na pewno urzędują tu już Potoccy, a szczególnie mąż Aleksandry, Stanisław Kostka Potocki - architekt-amator, który wraz z Christianem Aignerem przebudował pierwotny budynek. Obecny neorenesansowy kształt to jednak już połowa lat 50. XIX wieku, za władania Krasińskich, którzy też pozostawili swoje nazwisko w nazwie pałacu. Przyjrzyjmy się zatem pałacowi.
Szczyt tympanonu elewacji frontowej zdobią figurki dzieci - personifikacje czterech pór roku.
W bocznych niszach figury przedstawiają Ceres i Fortunę:
Ponad nimi popiersia hetmanów zasłużonych w polskiej historii:
Rzeźby zdobią także elewację ogrodową, ta jednak, razem z tarasem na skarpie, jest niedostępna dla przypadkowych spacerowiczów (tylko z przewodnikiem na specjalne okazje). Pozostają
internety.
Na osi pałacu, w stronę bramy i ulicy Nowoursynowskiej:
Pałac otoczony jest budynkami powojennymi, które skutecznie wtapiają się w wiekowe otoczenie. Niby socrealizm, ale całkiem wdzięczny, mieszanka inspiracji minionymi wiekami i modernizmem.
Dąb Józef, którego naruszenie będzie karane chłostą!
Kolejne boczne oficyny - z daleka nasuwają skojarzenie z klasycyzmem, ale z bliska okazuje się, że kolumny zamiast akantów zwieńczone są liśćmi paproci. Jak swojsko!
Jeszcze bardziej swojskie są kamienne mozaiki w chodniku (przed powyższym budynkiem. Owoce i kwiaty w sam raz dla szkoły gospodarstwa wiejskiego!
Po przeciwnej stronie alei, pawilon w podobnym stylu. "Mens agitat molem, czyli "duch porusza materię" (Wergiliusz, "Eneida").
Tuż obok, budynek wydziału ekonomicznego skąpany w słońcu:
Powyższe pawilony zostały wybudowane zostały po 1949. Wtedy teren został przeznaczony dla Centralnej Szkoły Państwowych Ośrodków Maszynowych i Spółdzielni Produkcyjnych (co za nazwa!). W ręce SGGW pałac z otoczeniem przeszedł w 1956.
Na trenie kampusu znalazłam dwa pomniki, które karzą wrócić do historii posiadłości i wyliczyć jej właścicieli lub użytkowników. Od początku: Lubomirska (być może) / Maisonneuve (twórca lub użytkownik), Potoccy (na pewno). W XIX wieku przechodziła z rąk do rąk, by w 1822 trafić w ręce Juliana Ursyna Niemcewicza. Kim był - niech przemówi kamień:
Dodajmy, że od jego przydomku wzięła się nazwa Ursynowa :-) Po upadku powstania listopadowego pałac został skonfiskowany.
Od połowy XIX wieku wchodzi we władanie Krasińskich, którym zawdzięcza formę i nazwę. Spadkobiercą Krasińskich był hrabia Edward Raczyński. On przekazał teren odrodzonemu państwu w 1921. Od tamtej chwili posiadłość związana jest z edukacją.
Porzucam tu cywilizację, by spotkać się z dziką naturą w rezerwacie Skarpa Ursynowska. To 20 ha wydartych miastu, by uchronić je od zakusów urbanizacji. Teren ten jest chroniony prawnie do 1996.
W trakcie spaceru naprawdę czułam się jak w puszczy... Zaczynało już powoli zmierzchać, na szczęście jedyne dzikie zwierzęta jakie spotkałam na mojej drodze wyglądały tak: