środa, 22 maja 2013

Noc Muzeów 2013

Gdy wyszłam z przystanku tramwajowego na Plac Zamkowy i dalej na Krakowskie Przedmieście, zaskoczyli mnie ci wszyscy ludzie. Zaskoczyli pozytywnie! O ile zazwyczaj tłumne spędy działają na mnie odstręczająco, o tyle tym razem zrobiło mi się cieplutko na sercu. Spacerowicze, tu i ówdzie stoiska z drobiazgami i przekąskami, film wyświetlany na ścianach Pałacu Prezydenckiego... spodobała mi się taka Warszawa. Gdybym była turystą po raz pierwszy w stolicy, pewnie zachwyciłabym się miastem tak intensywnie żyjącym wieczorową porą, tymi uśmiechniętymi ludźmi...
Wcześniej nie bywałam za bardzo na imprezach z cyklu Noc Muzeów. Pamiętam raz przed laty, kiedy zniechęciły nas gigantyczne kolejki do większości przybytków, które chcieliśmy odwiedzić. Skończyło się na posiadówie w pubie (w sumie też dobrze!).
Tym razem - owszem, zrobiliśmy listę interesujących miejsc, ale ostatecznie wylądowaliśmy głównie na Trakcie Królewskim i Starówce, gdzie wpadliśmy do kilku niezaplanowanych miejsc, wcale nienękani tłumami ani arcydługimi kolejkami.

W podziemiach kościoła ewangelicko-augsburskiego zobaczyliśmy wystawę różnych artystów pt. "Słowo".

W pobliskiej Zachęcie głównymi bohaterami były tkaniny, kobierce, dywany...
Moje serce skradł nadłuższy budynek Warszawy wydziergany na szydełku!

Tymczasem na mieście spotkałam grono pań ubranych w kimona i yukaty...
Przyznaję, spotkanie bynajmniej nie przypadkowe. Panie to członkinie i sympatyczki znajomej firmy imprezowo-okolicznościowej o nazwie Yorokobi no koen.
Koleżanki cudnie wpasowały się w Muzeum Faramcji, gdzie oprócz wystawy pod hasłem "Warszawa mlekiem i miodem płynąca" trafiliśmy też na kącik poświęcony aptekarstwu dawnej Japonii.

Muzeum Farmacji może pochwalić się cudną syrenką w szyldzie.
Zresztą na bilecie też prezentuje się w bardzo szlachetnym staromodnym stylu.

Dalej nasza droga wiodła do Muzeum Azji i Pacyfiku, gdzie obejrzeliśmy wystawę indonezyjską.
 Po tym już powoli powrót...

Ostatnio zdarza mi się stosunkowo często jeździć nocną komunikacją. I stwierdzam, że jest dobrze, czuję się bezpiecznie w Warszawie, nawet w pojedynkę. to fakt, że mieszkam przy jednej z głównych ulic i nie muszę kluczyć bocznymi ciemnymi uliczkami, ale chodzi mi o atmosferę i moje poczucie wśród, nierzadko podchmielonych i głośnych, ludzi na Centralnym i w autobusach. Kolejny plusik dla Warszawy;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz