Im dalej w Stalową, tym mniej pewnie się czuję... Ale moje wrażenia mogą być powierzchowne. To się wytnie, do którego zmierzam, jest miejscem nieco oddalonym (pieszo) od Dworca Wileńskiego, który traktuję jako "centrum" bliskiej Pragi.
W To się wytnie odbyła się kolejna odsłona japońskiego święta Tanabata, organizowanego przez Yorokobi no koen. To już trzecia edycja tej imprezy, która za każdym razem objawia się w innym lokalu, ale zawsze na Pradze - a ja zawsze aktywnie i japonistycznie udzielam się w trakcie wydarzenia.
To Się Wytnie okazuje się ważne także z varsavianistycznego punktu widzenia, jako że zbiera się tam także Praski Otwarty Samozwańczy Uniwersytet Latający ze swoimi wykładami.
Kamienica pod numerem 46, która gości tę mnogość wydarzeń, wygląda tak.
Przy okazji rozejrzałam się po najbliższej okolicy (paradowanie w kimonie trochę skróca kroki oraz dystanse, które chce się przemierzyć).
Jako fanka sztuki ulicznej nie mogłam nie zwrócić uwagi na dokonania francuskiego artysty Juliena de Casabianca'a, który wczesną wiosną wyprowadził kilka dzieł polskich malarzy z zaduchu muzeum na ulice Pragi.
W tym przypadku jest to "Hamlet polski" Malczewskiego oraz... przypomnę sobie później :(
Kolejna międzynarodowa "marka" to Loesje, która najczęściej objawia się w małogabarytowej formie vlepek - tu zwiększyła rozmiar i oddziaływanie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz