Na skwerze przed Domem Spotkań z Historią trwa w tej chwili wystawa plenerowa "25 x Warszawa" obrazująca zmiany w krajobrazie i w stylu życia miasta. Nie zawsze zdaję sobie sprawę, jak wiele się zmieniło, czasem potrzeba drobnej pomocy, by uruchomić wspomnienia. Nie żal mi zupełnie targowiska na placu Defilad czy na Stadionie XX-lecia, gdzie zakupy wśród tłumów stanowiły mękę. Podobnie nie tęsknię za wyasfaltowanym Krakowskim Przedmieściem i przejściem podziemnym z przystanku na Uniwersytet. Dzierżyńskiego na Placu Bankowym zupełnie nie pamiętam. Z rozrzewnieniem przypominam sobie stare trasy autobusów; autobusy, które dowoziły mnie z Dworca Gdańskiego na Krakowskie spotykam teraz w kompletnie innych częściach miasta, z dawnej gwardi ostało się tylko 116. Większość moich odczuć jest natury estetycznej lub praktycznej.
Pewnego późno-wiosennego dnia wracałam z Muzeum Azji z Solca dawno nieprzemierzaną ulicą Ludną w stronę centrum. Usadowiłam się w autobusie z widokiem na szpital im. Orłowskiego, jednak nostalgicznie rzuciłam okiem w przeciwną stronę - i aż wykrzyknęłam widząc wielkiego czarnego wieloryba, który usadowił się na rogu Kruczkowskiego i Ludnej.
Budynek i jego otoczenie w sumie miłe dla oka: nie za wysoki, nieco okrętowy, czarno-połyskujący odbija się na tle nowych jasnych budynków mieszkalnych osiedla stanowiącego kolejną część zespołu Powiśle Park. Biurowiec powstał w biurze projektowym Kuryłowicz & Associates na zlecenie Polskiej Spółki Gazownictwa, bo i tu od 1856 r. działał pierwszy
zakład gazowniczy. Stylizowane latarnią mają zapewne przypominać o historii tego miejsca. Czytam, że także kształt biurowca ma ją sugerować...
Tuż obok nowoczesnego budynku (ponoć ciągle niezagospodarowanego, bo Spółka w międzyczasie wynajęła sobie biuro gdzie indziej) i świeżutkich apartamentowców oglądanych przez młode pary zastanawiające się, gdzie ulokować swój 30-letni kredyt, w tle stoi zwyczajny blok mieszkaniowy, jakich wiele.
Dla mnie stanowi jednak wartość sentymentalną, tu mieszkała moja Babcia. A więc tutaj spędziłam niejedne święta, tu odwiedzałam ją, ciocię i kuzynkę. Ich mieszkanie znajduje się z drugiej strony bloku, więc widok z ich okna nie zmienił się za bardzo. Natomiast w miejscu, z którego zrobiłam powyższe zdjęcie, stała huśtawka, która dla dziecka ze wsi była w latach osiemdziesiątych nie lada atrakcją.
W gruncie rzeczy nowy sąsiad wyszedł staremu budynkowi na dobre: dawne podwórko było przede wszystkim rozległe, ale oprócz rzeczonych huśtawek, piaskownicy i kilku drzew wiele na nim się nie znajdowało i było raczej zaniedbane. Teraz fasada bloku jest odnowiona, ogródek niewielki, ale zielony i schludny, z nowymi nasadzeniami.
Moje sentymenty przegrywają.